niedziela, 15 grudnia 2013

Coooraz bliżej Święta, coooraz bliżej Święta

Nie będę dzisiaj truć, jak mam w zwyczaju, o długiej i bogatej historii odwiedzanych miejsc, dziewicach, smokach i rycerzach. Dzisiaj relacja (prawie) live z wyjazdowych występów Orso & Gatto!

Jako, że tegoroczne Boże Narodzenie Saturnalia coraz bliżej, wybraliśmy się wczoraj do bratniego nam niemieckiego kraju, aby pooddychać nieco tamtejszym powietrzem i nawiedzić (piękne słowo, wiem) świąteczny jarmark w Greifswaldzie aka Gryfia aka Gryfwałd. Można powiedzieć, że połączyliśmy w ten sposób przyjemne z pożytecznym (więcej tutaj). Ostatecznie niezbyt ciekawa pogoda okazała się naszym sprzymierzeńcem - dzięki zamglonemu i pochmurnemu niebu szybciej zrobiło się ciemno, dzięki czemu mogliśmy ustrzelić niezłe zdjęcia z lampkami, latarniami ulicznymi, oświetlonymi witrynami & stuff. ;)

Greifswald to 50-tysięczne miasto nad rzeką Ryck, po Stralsundzie - drugie największe na Pomorzu Przednim. Jest tam bardzo stary uniwersytet założony w 1456 roku przez księcia Warcisława IX oraz niebrzydkie Stare Miasto (mocno poszarpane przez wojnę, tak więc oprócz starych kamienic i ładnie nawiązujących do całości nowoczesnych budynków można znaleźć tam również trochę komibloczków) z urokliwym rynkiem. Tam też rozgrywać się będzie akcja naszej opowieści.

Jarmark jak jarmark. Rozłożył się na całym rynku, był więc niemały. Atmosfera nieco odpustowo-tandetna, czyli również w normie dla takich atrakcji. Od strony staromiejskiego deptaka wzdłuż Schuhhagen i Lange Straße, impreza prezentowała się naprawdę przyjemnie - oświetlone ciepłym światłem budki, na których można było kupić mydło und powidło, gdzieś w głębi wieeeelka choinka, dyskretna (i mniej dyskretna) świąteczna muzyka sącząca się do uszu - po prostu cud, miód i orzeszki. Nieco gorzej wyglądało południowe dojście do rynku od strony Mühlenstraße. Jeśli szło się od strony Pommersches Landesmusem, pierwszą rzeczą, jaka rzucała się w oczy na terenie jarmarku, była wielka biała buda, w której, jak się okazało, mieściły się toalety :) Po wejściu na teren jarmarku atakowały jakieś karuzele i tory dla samochodzików, skręcane chyba przez tandem szwagier, wuj i stryjo wspomagany przez Wielkiego Elektronika - ogólnie rzecz biorąc, lepiej było jednak poruszać się wzdłuż deptaka, tam wrażenia estetyczne były najlepsze ;)


Aby dać Wam ogólny obraz, jak to wszystko wyglądało, wklejam niżej filmik nakręcony od tej "lepszej" strony jarmarku. Trzeba przyznać, że w zapadającym zmroku, w otoczeniu ratusza, apteki radzieckiej (tak - ale rozczaruję co niektórych, bo nazwa Rats-Apotheke pochodzi od rady miejskiej, a nie od Wielkiego Brata Rusa) i zabytkowych kamienic wyglądało to nadzwyczaj dobrze!





Jeśli ktoś jest chętny, aby odwiedzić Greifswald, jarmark trwa tam jeszcze przez tydzień. Przy okazji można wstąpić na zwiedzanie do Pommersches Landesmuseum - bo tamtejsze zbiory to naprawdę rarytas dla pomorzofilów!

Orso




PS. Spójrzcie, kto pomagał w redagowaniu tej notki - Kotek Romek debiutuje na blogu :)
 


2 komentarze:

  1. Za rok już na pewno pojedziemy. Teraz byliśmy tylko w Penkun.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie warto. :) Nie tylko dla jarmarku, ale i dla samego miasta.

      Usuń