czwartek, 6 lutego 2014

Port, klify i kamienie

Stare Miasto w Sassnitz
Tak to już jest, że człowiek od czasu do czasu potrzebuje urlopu. To, że jest dopiero luty, a do lata pozostało jeszcze tyle czasu, zapewne większości z nas sprawia znaczący dyskomfort. W takiej sytuacji przeglądanie zdjęć z ostatniego "wypoczynku" może wywrzeć skutek dwojaki: albo uspokoić, albo wkurzyć. W moim wypadku jest to raczej ta pierwsza opcja. Miło powspominać, zwłaszcza, jeśli wyjazd był udany - a także pomarzyć o przyszłych wojażach.



Port w Sassnitz
Zeszłoroczny urlop spędziliśmy na Rugii, w miejscowości Sassnitz. Jest to niewielkie, dziesięciotysięczne miasteczko, które sprawia wrażenie raczej nieobowiązkowego dodatku do portu, ciągnącego się wzdłuż morskiego brzegu na długości niemal 2 kilometrów. To właśnie port stanowi jego serce. Stąd wyruszają w podróż stateczki wycieczkowe, tu cumują niezliczone łodzie rybackie (i, o dziwo, wszystkim jakoś "się opłaca", zupełnie inaczej niż w Polsce), tutaj jeszcze do niedawna przybijały promy obsługujące linie do Skandynawii, Litwy i Rosji, tu wreszcie walą tłumy turystów. Portowy charakter miasta odzwierciedla również jego herb, przedstawiający wysyłającą światło latarnię morską.

Widok na centrum Sassnitz. Zielone
wzgórza = koniec miejskiej zabudowy.
Sassnitz sprawia wrażenie, jak gdyby swoim kształtem dostosowało się do portu - lub, ewentualnie, do znanego i (nie)lubianego powiedzenia: "chudy jak wypłata, długi jak miesiąc". Jest ono bowiem długie na 5 kilometrów (jeśli liczyć od wjazdu drogą B96 aż do parkingu na końcu Weddinstrasse, przy samym parku narodowym Jasmund), a jednocześnie w samym centrum ma ono szerokość kilku przecznic. Kształt taki wymusza ukształtowanie terenu, tu bowiem zaczyna się wyniesiony kredowy masyw stanowiący trzon półwyspu Jasmund. Tym samym dla Sassnitz pozostał wąziutki, około 500-metrowy pas ziemi pomiędzy morzem i wzgórzami. Dopiero w zachodniej części miejska zabudowa rozszerza się, sięgając 2 kilometrów od morza.

Rynek na Starym Mieście w Sassnitz
Sassnitz jest miastem młodym (prawa miejskie uzyskało dopiero w 1957 roku). Wykształciło się z dwóch wsi rybackich, Crampass (w miejscu dzisiejszego centrum) oraz Sassnitz (dzisiejsze "Stare Sassnitz" w dolinie Kamiennego Potoku). Obecnie jego obszar obejmuje również szereg dzielnic - dawnych wsi, m.in. Lancken, Dwasieden (czy tylko mnie kojarzy się to z 27?) czy Dargast. Nam szczególnie do gustu przypadło Stare Sassnitz - te wąskie uliczki zmierzające ku morzu i śliczne białe domy z ażurowymi, wręcz koronkowymi ozdobami rzeźbionymi w drewnie - piękne przykłady XIX-wiecznego "stylu uzdrowiskowego" - cymes. Nie ukrywam zresztą, że z chęcią zakotwiczylibyśmy w jednym z tych domów na dłużej, być może na stałe...

Widok z budzącego strach molo na
nadmorską promenadę
W starej części miasta znajduje się też ujście Kamiennego Potoku (w pozostałej części "starówki" płynie on skanalizowany pod ziemią, jednak wyrzeźbiona przezeń głęboka dolina jest nader widoczna w krajobrazie miasta), a także molo. Właściwie traumolo. 120-metrowa konstrukcja nawet z daleka nie wyglądała zbyt solidnie, gdy zaś się na nią weszło... Jakieś trzaski i chroboty, a w rezultacie powrót niemal na czworaka. Nagrodą był jednak wspaniały widok pensjonatów ciągnących się wzdłuż nadmorskiej promenady.

Kościół św. Jana
Na zachód od Starego Sassnitz, na wysokim wzgórzu znajduje się neogotycki kościółek św. Jana. Wzniesiono go w 1883 roku według projektu Adolfa Gerstenberga. Co ciekawe, choć należy on do ewangelików, sprawowana jest tu również liturgia katolicka. Sprzed kościoła rozciąga się bardzo ładny widok na dachy Sassnitz oraz na rozciągające się za nimi morze. Zaś u stóp smukłej, 33-metrowej wieży - ciekawostka - Magdzie udało się zidentyfikować drzewo figowe. Niestety, ostatecznie nie zajrzeliśmy do środka, dlatego musieliśmy zawierzyć internetom, zgodnie z którymi w kościele oglądać można dobrze zachowane wyposażenie z czasu jego budowy, zaś wykonane w 1899 roku organy zbudowane zostały przez berlińską firmę "Gebrüder Dinse".

Ratusz w Sassnitz
Teren ten leżał dawniej pomiędzy Sassnitz i Crampass. Oprócz kościoła znajduje się tu również ładny secesyjny ratusz (zbudowany w 1910 roku jako publiczna łaźnia według projektu berlińskiego architekta Gustava Bähra; nam nieodparcie kojarzył się on z muzeum na Wałach Chrobrego w Szczecinie), neogotycki gmach biblioteki i archiwum miejskiego z przełomu XIX i XX wieku (dawny urząd pocztowy), pomnik ofiar nazizmu z 1973 roku (na skwerze naprzeciw ratusza i biblioteki). Dużą atrakcją jest też niewielkie zoo ze zwierzętami reprezentującymi 60 gatunków (m.in. wilki, makaki, dziki, daniele, sowy, konie).

Ładny "Kurhotel"...
Odmienny od Starego Sassnitz charakter ma centrum miasta. Są to trzy (w porywach do czterech) równoległe ulice połączone siatką przecznic. W tej części miasta znajduje się "Rügen-Galerie" - odkryty pasaż handlowy ciągnący się na długości 120 metrów od Hauptstraße w kierunku dworca autobusowego oraz położony naprzeciw rozległy plac, z którego roztacza się wspaniały widok na port i morze. Obie strony owego placu mają charakter tak różny, jak demokracja i demokracja ludowa: w jego zachodniej części znajduje się elegancki, zabytkowy "Kurhotel" (hotel zdrojowy) o klasycznej bryle; nad wschodnią stroną placu góruje obrzydliwy kloc z czasów słusznie minionych, ochrzczony szumnym mianem "Hotel Rügen".

...i jego obrzydliwy towarzysz (na
przedłużeniu "Rügen-Galerie"
Ów centralny plac jest jednym z trzech miejsc, w których można z góry dostać się na dół - czytaj: z miasta dotrzeć do położonego kilkanaście metrów niżej portu. Umożliwia to podwieszana kładka piesza, zawieszona na pojedynczym pylonie. Dla osoby z lękiem wysokości może okazać się ona przeszkodą nie do przebycia, zwłaszcza, jeśli osoba taka przystanie podczas wędrówki: pod stopami doskonale czuć wtedy, jak kładka "pracuje", drgając i lekko unosząc się i opadając. Nawet ktoś, kto nie boi się mostów, w takiej sytuacji będzie czuł się odrobinę niekomfortowo (dlatego wyrazy uznania dla Magdy z lękiem wysokości jak sto pięćdziesiąt, która całą kładkę przeszła o własnych siłach!).

Okręt podwodny HMS "Otus" -
- widziany ze straszliwej kładki
Niemal 300-metrowa kładka biegnie nad dawnym dworcem portowym (tu mieścił się skład towarowy i placówka celna obsługująca linię Sassnitz-Trelleborg, obecnie budynek służy jako kawiarnia) i prowadzi do starego terminalu promowego. Jeszcze nie tak dawno tu rozpoczynały i kończyły swoje rejsy promy pływające na liniach do Petersburga, Kłajpedy, Bałtyjska, Rønne na Bornholmie oraz Trelleborga. Obecnie cumują one w nowym porcie w Neu-Mukran,  zaś w terminalu urządzono Muzeum Archeologii Podmorskiej.

Tuż obok, przy wybrzeżu, stoi przycumowany na stałe, udostępniony do zwiedzania HMS Otus, okręt wojenny klasy Oberon, zwodzony w 1962 roku. Wycofany ze służby w 1990 roku, pod koniec lat dziewięćdziesiątych został przeholowany w obecne miejsce i przekształcony w muzeum.

Stawa nawigacyjna na zakończeniu
falochronu
Wędrując w kierunku wschodnim wzdłuż magazynów portowych (znajdziemy tu Muzeum Portu i Rybołówstwa) dotrzemy do początku jednego z najdłuższych falochronów w Europie. Liczy on sobie półtora kilometra, na całej długości jest dostępny dla spacerowiczów i kończy się charakterystyczną zieloną stawą nawigacyjną w kształcie latarni morskiej. Konieczność jego budowy wynikła z faktu, że port w Sassnitz, ulokowany wzdłuż morskiego brzegu (w miejscu tym nie istnieją żadne naturalne zatoki), nie był w żaden sposób chroniony przed nawałnicami.

Najsłynniejsze kredowe skały Rugii -
- "Widok Wiktorii" (z lewej) oraz
"Tron Królewski" (z prawej)
Nasz pobyt w Sassnitz nie byłby kompletny, gdybyśmy nie dotarli do słynnych białych klifów wraz z najbardziej znanym ich elementem - "Tronem Królewskim". Jest to niemal pionowa skała kredowa, wyrastająca z morza na wysokość ponad stu metrów. Jej nazwa pochodzi od legendy, zgodnie z którą w dawnych czasach księciem Rugii mógł zostać jedynie ten śmiałek, który wspiął się na nią od strony morza i zasiadł na ustawionym na jej szczycie tronie. Nie jest to zresztą jedyna opowieść związana z tą okolicą, zwaną zbiorczo Stubbenkammer. Według innego podania, dawniej na szczycie kredowego urwiska znajdował się zamek bogatej księżniczki, która kazała pochować się po swej śmierci w zboczu klifu razem ze swoimi bogactwami. Od tego czasu jej duch pod postacią Czarnej Damy przemierza okoliczne lasy, strasząc wędrowców.


Białe klify Jasmundu, chronione w ramach parku narodowego Jasmund, ciągną się od Sassnitz aż do słynnego przylądka Arkona. U ich stóp ciągnie się kamienista plaża (tak, Sassnitz nie jest dobrym miejscem do wypoczynku dla tych, którzy chcieliby wygrzać kości na piasku), na której, jeżeli dobrze się poszuka, można znaleźć ciekawe skamieliny oraz tzw. "Hühnergötter" - kamienie, w których morska erozja wydrążyła biegnące na przestrzał otwory. Podobno znalezienie takiego okazu przynosi szczęście - my przywieźliśmy z Sassnitz pół reklamówki takich kamieni, więc powinniśmy mieć fart, że ho, ho.

Nasze dzieła!
Kamieniste plaże są ważnym celem wędrówek turystów, a jednym z ulubionych zajęć osób je odwiedzających (oprócz szukania "Hühnergötter", oczywiście) jest układanie wież z kamieni. Również my daliśmy się porwać temu szałowi. Z boku może wydawać się to zajęciem dość bezsensownym - a jednak nigdy nie przypuszczałbym, że aż tak koi ono nerwy! Powiem tylko, że plaża była nasza - a widok osób przystających, aby pstrykać naszym "dziełom" zdjęcia - bezcenny.

Orso

A OTO MAŁY BONUS: Magda podczas pracy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz